top of page

Untitled - Nieuprawny #1

  • Noelia Martyna Rozinkiewicz
  • 6 gru 2020
  • 12 minut(y) czytania

Darmowe Opowiadanie, +12 lat,

odcinek zawiera treści które mogą być nieodpowiednie dla dzieci.

Wszelkie prawa zastrzeżone.


Po raz kolejny przygraniczna wieś cała była w płomieniach. Zaś biedni i niewinni wieśniacy łkali, stojąc przy swoich zniszczonych domach oraz dobytkach. Inni jeszcze próbowali ratować dobytek, bezskutecznie. Nie mieli szans, szans, żadnych szans. Ta letnia noc była pełna przygnebiającego strachu oraz smutku. Lecz nie tylko ta wioska spłonęła, odkąd w pobliskim cesarstwie zasiadła na tronie młoda Cesarstwa, ich życie zmieniło się w piekło. I to nie jej armia była przyczyną ich niedoli. Z armią zawsze można spróbować walczyć. Winny tym zniszczeniom był ogromny smok będący na usługach Cesarzowej. Wszak miała mieć w sobie smoczą krew, ta przeklęta krew musiała dać im się po raz kolejny żałoby i pożary. A legendy opowiadające o zachodnim smoku, żyjącym pod zamkiem? Wielu w nie wierzyło, jeśli nawet wcześniej w nie wątpiło. Kapłani Ognia nie mylili się. Ewowie byli przeklęci oraz należało się ich pozbyć za wszelką cenę.

Dziad obecnej Cesarzowej rządził długo, choć próbowano porozumieć się, jego smok ciągle palił. Wydano nawet za jego ich Królewnę, ta urodziła mu syna-nadzieje na spokojne życie, ale nie przeżył długowiecznego ojca. A sama Królewna młodo zmarła przy porodzie córki (jej córka również umarła). Cesarz ożenił się drugi raz. Mimo że proponowało mu młodszą siostrę lub bratanice jego pierwszej małżonki nie zgodził się, a na żonę wybrał dziedziczkę drugiego cesarstwa. Nic poza dwunastoletnią różnicą wieku nie było dla niego złe, dostawał drugą cesarską koronę po swoim teściu... ale dla osób z poza granicy jego państwa było... Druga żona późno umarła i co najgorsze dała mu syna. Tym razem syn przeżył ojca, ale schorowany i zajęty rządzeniem dwoma państwami nie atakował. Próbowano ożenić go z tutejszymi Królewnami i Księżniczkami, ale i on nie chciał. Po dwunastu letnim panowaniu na tronach zasiadły jego dwie córki- każda odzieczyła swój kraj. Tylko dzięki swojemu pochodzeniu młoda, okrutna i bezwzględna Cesarzowa mogła kontrolować tak ogromną bestię, która zamieszkiwała pod jej zamkiem. Tylko dzięki temu...;

-Leż spokojnie. -Wyszeptała młoda kapłanka Ognia, zajmując się raną jednej z ofiar smoka. Wtarła w jej ramię białą, gęstą, leczniczą maść, słysząc za plecami ogień pożerający kolejny dom biednych wieśniaków. Był środek nocy, a tutejsi ludzie cudem uniknęli spalenia niemal całej osady w mgnieniu oka. Mieli szczęście, bawiąc się do późna przy ich świętym ogniu. W innym razie poranny patrol znalazłby ich spalone ciało pośród zniszczonych chat. Często tak bywało.

-Czy to coś wróci? -Spytała młoda niewiasta, zerkając wciąż na boki.

-Myślę, że nie. -Kapłanka odsunęła się od niej, zamykając pudełeczko z maścią.- Bestia ta nigdy nie wraca. -Dodała gdy zauważyła niepewny wzrok poparzonej dziewczyny.

-To coś musi zginąć! Musi! Musi! Musi!

-Odpocznij. Spróbuj zasnąć. -Poprosiła, wstając z ziemi oraz rozglądając się po zniszczonej wiosce. Dym na całe szczęście zmienił kierunek, lecz wciąż unosił się nad spalaną miejscowością. Pomimo bólu, niebo przyglądało się im ze spokojem. Nikt nie uwierzyłby im, iż jeszcze jakiś czas temu można było ujrzeć tam cień krążącego potwora. Kapłanka wyciągnęła ze swojej materiałowej toby zwinięty w rulonik pergamin. Podeszła bliżej ognia, rozwijając go po drodze. Sięgnęła po swoje gęsie pióro, dokładnie przyglądając się pergaminowi. Ten okazał się być mapą, skrupulatnie przez nią notowaną. Odnalazła tutejsze tereny, po czym postanowiła na nich dobrze jej znany krzyżyk. Westchnęła, zauważając, iż owa osada była już piętnastą na jej dużym pergaminie. Dzisiejsza była blisko wsi w której wychowywała się jej babcia, pewnie miała tu jakiś znajomych. Dobrze że tego dnia nie dożyła; bo inaczej pękło by jej pełne dobroci i szlachetności czyste serce, które tak bardzo kochała wnusia. Wnusia na samą myśl o tym że spłonęła sąsiednia wieś, pewnie by prawie płakała, a była świadkiem tego wszystkiego, dostała misję a nie umiała jej wykonać. Tym bardziej, z trudem powstrzymała łzy. Choć wyglądała na opanowaną, to w środku się już dawno całkiem rozpadła. W dodatku mimo że Kapłanka próbowała ustalić myśl cesarzowej oraz jej potwora, nie mogła niczego wyczytać z dotychczasowych ataków. Tym razem udało się jej nawet ujrzeć ogon smoka, lecz wciąż była w tyle. Król nie będzie zadowolony z jej obecnej pracy. Jej Ojczyzna nie będzie szczęśliwa.


***


Kolejne minuty nie przyniósł niczego dobrego. Bo nie mogły. Bo jak? Wieśniacy mogli jedynie ustalić, jak duża część ich wioski spłonęła z powodu ataku strasznej Cesarzowej. Kapłanka przyglądała się im w ciszy, pomagając wciąż przy ofiarach. Nagle z pobliskiego lasu wyjechała grupa uzbrojonych ludzi. Zatrzymali się tuż przed gruzami wioski, zsiedli ze swoich koni i zaczęli wskazywać na zniszczone struktury domów wieśniaków. Jeden z nich, w niewielkiej asyście, ruszył w głąb zniszczeń. Gdy zbliżył się do ofiar ognia, kapłanka rozpoznała w nim starszego brata ich Władcy. Mimo swojego starszeństwa nie dziedziczył tronu, bo ich ojciec spłodził go w trakcie z romansu z zamężną kobietą. Dziad uznał że wnuk nie zasługuje przez to na tron. Twierdził że nikt nie może mieć pewności że wywodzi się z jego krwi. Gdy zmarł, ojciec mężczyzny zaczął dostrzegać cechy pierwszego męża jego żony. Rzeczywiście wzrost i skłonności do używek łączyły go z pierwszym mężem jego matki. Inne cechy były albo matki albo obu panów. Tytuł Królewicza dostał dopiero od swojego młodszego brata, dla którego był ulubionym z braci. Dla Ojczyzny lepiej że to jego młodszy brat zasiada na tronie, a on jest zarządcą przygranicznych, płonących w smoczym ogniu terenów. Mężczyzna oparł dłonie na swojej klindze przypasanej do pasa podtrzymujących jego zbroje. Gdy przepytywał wójta, kapłanka ruszyła w jego kierunku.;

-Więc mówicie, że bestia pojawiła się znikąd, tak? -Brat Króla westchnął, najwyraźniej będąc nieusatysfakcjonowanym z powodu odpowiedzi pulchnego człowieka.

-Panie, mówię całą prawdą, bawiliśmy się przy ogniu, kiedy ta bestia pojawiła się na niebie. W jednej chwili splunęła ogniem, niszcząc nasz cały dobytek. Panie, nie widzisz zniszczeń?

-Widzę. Lecz to nie pomoże mi w zabiciu smoka; i zabezpieczeniu innych miejscowości, by inni takiej tragedii nie przechodzili. -Powiedział.

-Królewiczu, może ja pomogę? -Odezwała się kapłanka, pojawiając się przy jego ludziach. Ci, rozpoznając w niej panią Ognia, chwycili za swoje talizmany.

-Niran, ta której imię oznacza świetlista, lśniąca, płomienna, piekielna. -Mężczyzna westchnął, odwracając się w jej stronie. Na jego bladej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Jednak w oczach mogła ujrzeć nutkę zmęczenia ową sytuacją.

-Ileż to księżycowych pełni się nie widzieliśmy? -Spytała, widząc jak ten odgania od nich wójta oraz swoich ludzi.

-Później będziesz mnie czarować, wiedźmo. -Odparł.- Bardziej jestem ciekawy, co mi możesz zaproponować. Bo chyba nie leczenie, jak tym wieśniakom. To sam potrafię. -Skwitował, patrząc na nią z góry. Starszy brat Króla był bardzo wysoki, mierzył chyba z dwa metry wzrostu, ale powoli robił mu się charakterystyczny pijacki brzuch. Wyjątkowo jednak teraz był trzeźwy i nieskacowany, ręce znów oparł na klindze miecza oraz wpatrywał się w nią, niczym w obrazek. Podobała mu się.

-Bestia atakuje każdą wioskę. Nie ma w tym żadnego planu... -Kapłanka wyciągnęła ze swojej torby mapę.- Nasz Władca nie wytropi jej...

-Mamy się więc udać się na zachód i tam znaleźć jej siedlisko? -Mężczyzna zaśmiał się.

-Wiemy, że Cesarzowa mieszka w Siedlkulsztynie, smok stamtąd pochodzi.

-Naprawdę wierzysz, że ma tam swoją pieczarę?

-Sugerujesz Królewiczu, że kłamię? -Kapłanka schowała papier do torby, patrząc wyzywająco na niego.

-To jeno legendy. Bestie pojawiały się oraz znikały wraz z kolejnymi władcami.

-Nie zaznamy spokoju dopóki żyje zła Cesarzowa. -Niran nie ustępowała.

-O, tutaj dobrze gadasz. -Królewicz pokiwał głową.- Wysyła na nas tego swego przeklętego potwora, odkąd tylko zasiadła na tronie. -Iwan, już czas przekonać twojego brata do walki przeciw tej... -Kapłanka zaczęła, jednak jej rozmówca uniósł rękę do góry.

-Wiem. Znasz go, wolałby wszystko ugadać przy zimnym kubku wody. Tyle razy z nim mówiłem o płonących chatach...

Czarownica westchnęła, obserwując pobliskich ludzi grzebiących w zgliszczach ich dobytkach. Król pragnął zagłady smoka. Bał się jednak, iż w pogodni za nim straci masę ludzi. Ten, kto przeciwstawił się Ewowną i ich siejącym zagładę bestiom, ginął w ogniu oraz bólu. Ostatni który napadał, skłonny był dać im chwilę wytchnienia, angażując się bardziej w politykę na północy oraz zachodzie. Pomimo, iż wysłano w jego ramiona piękną ciotkę Królewicza, Kingę, ta nigdy nie zdradziła im sekretów męża. Nie wiedziała? Nie mogła? A może nie chciała? Pozostawiła po sobie wyłącznie jeden list, w którym zapewniała, że robi wszystko co w jej mocy, by zapanować nad wielkim smokiem. I rzeczywiście w tym czasie smok nie atakował. Cesarz był w miarę lojalnym sojusznikiem. Podobno również kochał swoją małżonkę. Jednak w niedługim czasie po liście Cesarzowa zmarła podczas porodu. A smok pojawił się na nowo. Na nic był fakt że Cesarz miał z nią starszego syna, który jakby nie było był z nimi spokrewniony.

-Wracasz z nami? -Spytał kapłanki Królewicz.

-Tak. -Odpowiedziała na pytanie.

-To w drogę. -Powiedział Królewicz.


***


Smok, któremu księżyc świecił i gwiazdy błyszczały na niebie, najszybciej w swoim życiu leciał nad wieloma lasami, łonkami, polanami i miejscowościami. W końcu zmęczony Smok z bardzo daleka zauważył zamkowe wierze, swój dom. Następnie chwilę odpoczął siadając na naturalnym murze stolicy czyli wysokich, ogromnych, śliskich, stromych, wapiennych skałach i oglądając widok na wapienny zamek. Uważał aby nie spaś, człowiek lub inna nielatająca istota gdyby spadła, zabiła by się na miejscu. Co chroniło przed najazdem wrogich wojsk, powodowało również śmierć niewinnych choć ciekawskich cywili. Tydzień wcześniej trzech nastolatków w wieku dwunastu-, trzynastu-, czternastu- lat zabiło się spadając ze śliskiej skały. Smok doskonale wiedział z której, dlatego na niej nie usiadł, mimo lepszego i dostojniejszego widoku na cesarski zamek. Według zwykłych ludzi i przydzielonej do sprawy policji najprawdopodobniej ci nastolatkowie chcieli obejrzeć widok na siedzibę Władczyni... i przypłacili to swoim młodym życiem... Ale sprawa miała w najbliższym czasie okazać się być inna niż z początku miała się wydawać... Dużo bardziej tajemnicza... Dużo bardziej straszna... Miała strasząc cesarstwem... i nie tylko nim...


***


Siedlkulsztyn już dawno, dawno, dawno spowił mrok. Strażnicy zaś wyszli na wieczorny obchód miast. Minęli podejrzanych złodziejaszków, siedzących niedaleko obleganej przez ludzi tawerny. Minęli zamkniętą piekarnie, następnego dnia od wczesnego rana będzie otwarta. Minęli również pracownie starszego kowala, który wciąż walczył z metalem. Zgiełk, jaki panował za dnia, umilkł. Nawet psy tamtego dnia szczególnie nie szczekały. Noc jednak była ciepła, ale nie tak jak te upalne. W cieniu jednego z podwórek rósł olbrzymi kasztanowiec miał jesienne liście, a pod nim leżały już błyszczące w dzień, a w nocy nie, miękkie, brązowe, w szarej kamizelce kasztany. Pewnie następnego dnia dzieci je zbiorą by robić kasztanowe ludziki, ewentualnie by na nich uczyć się liczyć. Wszystko wskazywało na powolny koniec lata. Niedługo z wszystkich drzew zaczną opadać liście, zaś rolnicy zaczną zbierać plony z ziem swoich panów.

Spokój miasta przerwał donośny ryk witającej się bestii, która pojawiła się na nocnym niebie. Szybowała pośród chmur, bacznie przyglądając się miastu. Nie wszyscy wierzyli w bajdy kapłanów, lecz smok ich był prawdziwy. Z zwłaszcza dla mieszkańców Siedlkusztyna, którzy go sami na swoje oczy wielokrotnie widzieli. Był dla nich tłem ich codziennych wydarzeń, m.in. powrotów sklepikarek z pracy, wykuwania podków przez kowali, dziecięcych zabaw na podwórku, sąsiedzkich waśni, śledzenia przez okolicznych złodziejaszków swoich ofiar i pijackich spotkań w tawernie. Był niczym rude czy ciemnobrązowe wiewiórki w miejskim parku.;

-Jest! Wrócił! -oznajmił z radością jeden z gości dużej tawerny.

-Tak! -Powiedział drugi.

-Gdzie jest? -Zapytał trzeci.

-Tam. -Wskazał pierwszy.

-Rzeczywiście. -Powiedział trzeci.- Witaj smoku w domu!

-Tak, Witaj! -Powiedział drugi.

-Witaj! -Zawołał pierwszy.

Zwierzę jeszcze przez chwilę krążyło po stolicy. W końcu skręciło ku niewielkiemu zamkowi otoczonym potężnymi murami wybudowanemu na naturalnym stromym wzniesieniu. Siedziba wielu pokoleń Cesarzy wyróżniała się na tle innych zamków które są siedzibami rządzących dynastii, nie tylko że bardzo ogromną skromnością, lecz przede wszystkim faktem, że gdzieś w swoich lochach lub w naturalnych jaskiniach które znajdowały się pod zamkiem była w stanie zmieścić potężną bestię będącą na usługach strasznej Cesarzowej. Smok zwykle wylatywał popołudniu i wracał nad ranem, zaś gdy wracał jego ogromne skrzydła oraz ogon, rozpływały się w ciemności północnej części warowni. Większość twierdziła, iż bestia musi mieć tam swój dom. Nikt nie mógł jednak wskazać wejścia, którym się do niego dostawała i by się wydostawała. Gdyby jej domem była jaskinia to smok by się do niej nie mieścił i wszyscy by go widzieli; zaś w letni dzień promienie słońca by go ogrzewały; zaś zimową nocą zamarzł by z mrozu. A tak się nie działo. Jaskinia nie była długa ponieważ była zamurowana grubą kamienną ścianą zamku. Zaś nie skłonni do plotek, wierni swojej Pani rycerze milczeli jak zaklęci.

Na zamkowym dziedzińcu można było zauważyć dwie osoby kryjące się pod cienkimi narzutami. Stały w cieniu, unikając kontaktu z pobliskimi strażnikami. Co jakiś czas jednak zerkały na boczne wyjście z piwnicy. Kiedy ogromny smok zbliżył się do zamkowych murów, kobiece postacie podskoczyły, wymieniając się przy okazji jakimiś uwagami. W końcu jedna z nich podeszła ku schodom prowadzącym do piwnicy. Nie dość, iż ciągnęło od nich zimnem, to zapach biegnących z dołu również nie należał do najprzyjemniejszych. Postać zajrzała do środka, lecz zaraz zawróciła, stając znów przy swoim tajemniczym towarzyszu. Wielka bestia zniknęła gdzieś za murami. Minęło nieco czasu, nim nie dało się usłyszeć jakieś dziwnych dźwięków z piwnicy. Postacie podbiegły co wyjścia, wbijając wzrok w ciemność, z której wyłoniła się dobrze znana im osoba.

-Pani. -Szepnęła jedna z dwórek, kłaniając się jej ze swoją towarzyszką.

Nieduże pantofelki wydały charakterystyczny odgłos wskutek dotknięcia zimnego, wapiennego kamienia. Na dziedzińcu pojawiła się ich ukochana Cesarzowa. Skrywała swoje oblicze pod czerwonym płaszczykiem, lecz dwórki doskonale wiedziały, iż jej ostatnia misja odniosła sukces. Na bladej twarzy widniał uśmiech. Oczy zaś patrzyły na nie z radością.;

-Moje Izabela, Eliza. -Powiedziała kruczowłosa niewiasta, odsuwając rąbek swojego kaptura.

-Witamy w domu. -Odezwała się starsza z dwórek czyli Izabela.

-Kolejna wieś spłonęła. Tym razem ci okropni poganie się do nas nie zbliżą. Dałam im jasny znak, iż nie należy igrać z ogniem. W który przecież tak zawzięcie wierzą. - Cesarzowa ruszyła w kierunku wielkich wrót, przy których przyjmowała swoich największych gości. Niestety, w większości byli to nudni panowie narzekając na swoje ziemie albo podatki.

-Dobrze się czujesz? Nie jesteś ranna? -Zapytała z troską Izabela, gdy razem z Elizą ruszyły za nią.- Pamiętać musisz, iż bardzo dużo kosztowały twojego dziadka takie wyprawy.

-Dobrze się czuje, nic mi się nie stało, a wy jak się czujecie?

-Dziękujemy Pani, dobrze.

-Naprawdę udało się im go zabić? -Eliza szepnęła, podążając za swoją starszą kuzynką. Niegdyś bała się chodzić o tej nocnej porze po zamku, lecz w asyście pewnej siebie Władczyni czuła się wręcz nietykalna. Panie były jej wiernymi służkami oraz przyjaciółkami. Gdy obecna Monarchini zasiadła na tronie, wciąż była dzieckiem, ale krew Ewowonów zapewniała jej nie tylko koronę, tron, jabłko cesarskie oraz herb smoczy. Teraz, gdy miała siedemnaście lat, mogła z większym spokoju rządzić swoim państwem. Urzędnicy nie tylko cenili jej zmysł polityczny, lecz też dar który dostała w spadku po przodkach. Niewiasta mogła patrzeć na nich swoimi niewielkimi czarnymi oczami, lecz w głębi duszy każdy z nich wiedział, iż kryła wewnątrz siebie, ogromną bestię. I nawet teraz, gdy szła spokojnie po schodkach, Eliza czuła się przy niej niczym ziarenko.

-To bardzo interesująca historia, lecz zależy, o którą jej wersję pytasz. Prawdziwą czy oficjalną czy plotkarską? -Izabela machnęła ręką na pilnujących wrót strażników. Ci bez słowa schylili się, otwierając przed nimi główne wejście na zamek. Panie weszły do środka, a przywitała ich niepokojąca cisza pięknie ozdobionego holu.

-O tą prawdziwą? Co się wówczas stało? -Kuzynka ściągnęła kaptur, pozwalając blond lokom opaść na swoje kobiece ramiona.

-Dziadek Cesarzowej był potężnym smokiem, lecz ruszył w bój będąc starcem. - Powiedziała Izabela. Do rozmowy dołączyła Cesarzowa, ściągając z siebie płaszczyk.

-Włócznia zawierająca truciznę trafiła pomiędzy jego łuski, a stare ciało nie dało rady z zakażeniem. -Wyszeptała.

-Co jeśli spotka cię podobny los? -Izabela, (choć wiedziała że upartego i kijem się nie przekona oraz że gdzie diabeł nie może tam babę poślę), pokręciła głową, przyglądając się dawnej wychowance.

-Bardzo wątpię, lecz z chęcią zawalczę z moimi wrogami. - Kobieta uśmiechnęła się delikatnie do swoich dworek.- W końcu jestem smokiem, prawda? Wytropić smoka jest bardzo trudno, ponieważ nie istnieje żadna istota równająca się przepotężnemu smokowi, w jego majestacie i pełnej grozy sile, a tylko nieliczne bestie warte są tak pilnej uwagi uczonych mężów. Nawet jeśli uczonymi mieliby być przedstawicie ludu wschodniego. Ponad to lepiej być bogatym i bezpiecznym, niż biednym i w niebezpieczeństwie. -To mówiąc, zaśmiała się pod nosem oraz opuściła dwórki, kierując się ku swoim komnatom.


***


Olejskmin, stolica ogromnego terytorialnie Imperium, prężnie się rozwijało pod rządami młodego Króla. Syn starał się być godnym następcą Ojca i Dziada, o których mówiło się odpowiednio "Odważny" i "Wielki". Pragnął być podobnie zapamiętany. Rycerski? Dobry? Mądry? Mężny? Dzielny? Wspaniały? Chrobry? Kto wie jak zapamiętają go potomni?

Iwan, Niran z resztą na szybkich koniach skrótami pędzili przez całą noc. Niran już z oddali widziała wspaniały gród otoczony murem oraz pobliskimi wioskami. Oddział Królewicza Iwana mijał wieśniaków zmierzających do pracy na pole. Słońce zaś wschodziło znad pobliskiego pagórka, na którym stał drewniany młyn. Kapłanka Niran uwielbiała podziwiać ten widok, pomimo że przyglądała się stolicy swojej Ojczyny od wielu, wielu, wielu lat. Królewicz jednak nie cieszył się tym uroczym porankiem. Siedział krzywo na swoim białym koniu, zerkając od czasu do czasu na kobietę oraz popijając alkohol ze swojego bukłaka. Kobieta nie zamierzała po raz kolejny ingerować w jego pijackie zapędy. Już bardzo dawno temu przepowiedziała mu, że umrze od alkoholu więc musi się go wystrzegać. Zbył ją wtedy, demonstracyjnie podnosząc kielich pełen czerwonego trunku. Wlewając go sobie do gardła, pokazywał, jak bardzo przejmuje się wyrokami Kapłanów Ognia.;

-Co powiemy Władcy? -Spytała, gdy byli już tuż przed główną bramą miasta.

-Prawdę. -Mężczyzna poprawił się w siodle, krzywiąc się na hałas spowodowany miastowym zgiełkiem.- To najlepszy moment, by uderzyć na zachód. Dopóki nasz wschodnio-południowo wujek siedzi w u siebie... i ma tam problemy....

-Ustąpił? -Zapytała niewiasta.

-Powiedzmy, że niedźwiedź z wilkiem byli bardzo przekonujący. -Królewicz zatrzymał się przed bramą. -Jestem Królewicz Iwan, brat Króla, a reszta osób to moi ludzie muszę wejść. -Powiedział do przyglądających się mu strażników.

-Królewiczu, dobrze. Chyba cię nawet kojarzę z wyglądu. -Powiedział jeden ze strażników.

-A ja ciebie. -Powiedział rzeczywiście kojarzący z wyglądu mężczyznę Iwan. Kiedy już dotarli do królewskich stajni, Iwan zsiadł z konia.

-Powiadomcie Króla, że jego brat.- Iwan wrócił. -Wskazał jedną ręką na siebie.

-Panie, Króla nie ma na zamku. -Niran zdążyła jedynie wyjąć nogę ze strzemienia, zaś królewski brat- westchnąć.

-Gdzie jest? -Spytał, próbując nie chwycić sługi za brudną koszulę. Czuł na sobie wzrok Kapłanki Ognia.

-Królewiczu, wybrał się wczoraj na polowanie, jest w kniei niedaleko stolicy. -Sługa wyszeptał, widząc niezadowolony wyraz na twarzy brata. Ten pokiwał głową, obrócił się na pięcie a następnie wskoczył z powrotem na swojego wierzchowca.

-Powiadom chociaż mą matkę oraz braci o moim powrocie. -Dodał, zawracając swojego konia w stronę, z której właśnie przyjechali. Spojrzał na kobietę, która była gotowa do oszukania Władcy w wielkiej kniei. Iwan nienawidził, kiedy jego brat znikał w ich gęstych puszczach. A robił to dosyć często, lubił z stamtąd rządzić Imperium. Iwan uważał że jednym z powodów takowego stanu rzeczy, jest to że ich niedźwiedzki ojciec co rusz zabierał ich do lasów. Tam mogli w spokoju uczyć się polować, strzelać z łuku czy podtapiać w okolicznym jeziorze. Tam mogli również uczyć panować na swoimi dzikimi umiejętnościami oraz ich przekleństwem - klątwą którą był obłożony ich ród. Iwan, Niran i reszta wyjechali po chwili z miasta, udając się w okolice zachodnich ziem, na których rósł Zakazany Las. Był to las królewski w którym tylko rodzina królewska mogła przebywać. (Ewentualnie razem z rodziną królewską ich najblisi lub zaproszeni ludzie).


Część dalsza nastąpi... w niedziele 13 grudnia 2020 o godzinie 07:00!!!

Czytelniku zostaw komentarz!!!

Twoja opinia jest dla nas drogowskazem!!!

Zagłosuj w konkursie na najlepszy tekst na stronie w 2020!!!

Comments


KONTAKT

Thanks for submitting! Dziękujemy za kontakt!

© 2020 by NoeliaKsiazek. Wykonano w Wix.com

                                               Proudly created with Wix.com

  • Facebook Social Ikona
  • Facebook Social Ikona
  • Instagram
  • Twitter Ikona społeczna
bottom of page